Hogwart - nasz magiczny świat

Pewnie, że wczesnych. Ooooo kobieto, ty mi nie zwiejesz, nienie.
Nudna czy nie, Louis uwielbiał jej głos. Psychofan, że ja pierdzielę. Leczyć go. Ale nieee... nieee.... nie. Bo on jest naprawdę zakochany. Miłości się nie leczy. Nieeee, miłość się rooozwija! Tylko czemu Louisek był taką ciotencją z konwalią, że bał się wyznać tego Vice? Co, bał się jej? Nie... do końca. Ale, eee... wiadomo jak to ludzie mocno zakochani mają - boisz się, że zrobisz przynajmniej jedną rzecz źle, a potem będzie już całkowicie do dupy.
Łu.
No więc tak, zajęli jakiś pusty stolik, gdyż... no, herbaciarnia była tego dnia BARDZO oblężona przez ludziów... Hm, ciekawe czemu. Przecież taki zwykły dzień powszedni, nie?
Dobra, nie wnikajmy.
Także zajęli ten stolik, a Louis od razu zapytał z lekkim uśmiechem, ale nie nader sztucznym czy coś:
- Co zamawiasz?

Nie ukrywajmy, że Louis też tam czasami pił. ALE BEZ PRZESADY... Rzadko. Jak trzeba. Albo jak jakaś impreza. A co to on jest, że NIE MÓGŁBY? Hmmm? RZAL!
- No to ja też. - Oznajmił cicho, a potem poszedł szybko złożyć zamówienie. Oczywiście małe kawy dostali bez zbędnego czekania. Komuś się nudziło i postanowił wypełnić blat samymi kawami. A to ciekawe.
Chłopak, po powrocie z zamówieniami, położył kawę przed Victorią, usiadł i sam się swojej napił, bez czekania aż ostygnie. Była w perfekcyjnej temperaturze, w takiej, jaka powinna być. Och. Herbaciarnia to był dobry pomysł, nie dość, że tu tak słodziakoffo, to jeszcze dzięki magii, która, notabene, była zajebista, nie musiał dmuchać i chuchać i co tam jeszcze w płyn, by się jej napić.
Ach. Luksusy.
- Więc... Zmieniając temat... - Louis zastanawiał się o czym porozmawiać. Nie o nauce. Może i Vic naprawdę uwielbiała ten temat, a on uwielbiał jej słuchać, ale jakby to wyglądało? Że nie potrafi zacząć jakiegoś wątku? Że się boi zagadać? Eeeeejjj. No nie. - Miałaś ostatnio jakieś plany? Wyjścia, imprezy, czy coś? W Hogwarcie ostatnimi czasy jest strasznie nudno. Ja sam nie wychodziłem z dormitoria nigdzie indziej jak na lekcje, czy do Wielkiej Sali na posiłki. - No i to się zgadzało. Dlatego też chyba się przygnębiał.

- No właśnie. Cóż, moim zdaniem to bardziej przez nauczycieli... Nie dają nam odpoczywać. - Westchnął. Po skończeniu tej jakże DŁUGIEJ I WYCZERPUJĄCEJ przemowie, pociągnął łyk kawy. Bardzo smaczna, bardzo. - A dzieci się nie buntują i posłusznie uczą. - Zauważył, rzucając zabawnie brwiami. Taki tam ot dodatek, jeśli mogłabym nazwać to w... ten sposób. No właśnie.
Mania, nie mania? Szaleństwo jest fajne. I tu dodam tysięczny, pierdzielnięty już raz: Louis był tak szalenie zakochany w Victorii, że słodziakostwa się opisać inaczej nieee daaaa. Soł kjuty. O tak!
Oddaję głos tobie bez podziękować, iż oddałaś głos mi. Albo i z podziękowaniami. Wybierz se. Dwukropek gwiazdka.

Oooch, impreza?...
LOUIS BĘDZIE!
O kuurrr, będzie, na pewno! W końcu coś nowego! Nie ta rutyna przelewająca się w książkach! Poza tym, kto wie, imprezy są bardzo fajne...
- Współczuję. Trzymaj się i... powodzenia. - Zaśmiał się, po czym wypił kawę do końca. Nie było jej dużo. No cóż. Przynajmniej była dobra i chyba dała dobrego kopa, hehehhehehehehehhe. - Hmmm, więc powiadasz... impreza? Pewnie będziesz, co? - Jak ona będzie to i on na miliard a nie na tysiąc procent będzie.
Iks de, iks de, teraz to ja nie mam weny twórczej.
Cholercia.
Pozwól, że wspomogę się blablabami.
Bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab blabla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blablabla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bbla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla la blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla bla bla bla blabla blab bla bla  bla bla bla blabla blab bla bla.
O, słit. Dwukropek zamknąć nawias.
Serce, z oddaniem, przekazuję głos bądź pisk Wiktorii, Wiktoria. Ta muodsza Wiktoria. Ten rzół, łałąąą.

Ostatnio edytowany przez Louis Patterson (2013-03-17 00:48:26)

Louis ze śmiechem pokiwał głową. Pewnie dla nabicia tych cholernych linijek mogłabym teraz napomnieć, że jego życie jest na tyle nudne, iż każda impreza jest wybawieniem, ale tego nie zrobię.
A może jednak...
No i proszę! To się samo zrobiło. Z drobną pomocną ode mnie. Nie ważne.
Hm, ale co jak co, Louis na tą imprezę też się miał zamiar nie odwołalny wybrać. The endzior, co?
- F...fajnie. - Pokiwał głową, jakby nieśmiało, ale wcale tak się teraz nie czuł. Nieśmiało. Pff. Gadał z Victorią, dziewczyną, z którą znał się od początku Hogwartu, nawet kurde chodzi w tej zasranej drugiej klasie. Drugiej klasie dla niego, ma się rozumieć, i w pierwszej klasie dla niej. Tak, tak. - Ja raczej też wpadnę. Na chwilę, czy dwie. - Pfff TAK JASNE. Miał zamiar przyjść za wcześnie i zostać do białego rana, chlejąc, bawiąc się i pieprząc! Dobra, bez przesady, ja lubię przesadzać, ale to ja, nie Louis. Póki co...